-W wielkim i gęstym lesie mieszkały gołąb i gołąbka. Uwiły swoje gniazdo na wysokim drzewie i, gdy przyszła pora, gołąbka zaczęła składać w nim jajka. Skończyło się beztroskie życie, trzeba było mieć się na baczności. Bały się, że jakiś myśliwy znajdzie ich gniazdo i powybiera jajka.
- Posłuchaj, mężu - powiedziała gołąbka - musimy powiększyć grono naszych przyjaciół, którzy by w złą godzinę nam pomogli.
- Masz rację, żono - odrzekł gołąb - ale w pobliżu nie zauważyłem żadnego ptaka z naszej rodziny.
- Trudno, wobec tego musimy zacieśnić węzły przyjaźni z innymi ptakami, choćby nawet nie były naszymi krewnymi. Wiem, że taka przyjaźń może być bardzo korzystna.
Gołąb całkowicie się zgodził, był dumny z mądrej żony. Niedaleko, na innym drzewie, mieszkała para sępów. Przyfrunął do nich i usiadł na gałęzi.
- Sąsiedzie - zagruchał - my, ptaki, musimy się trzymać razem i pomagać sobie nawzajem. Proponuję ci naszą szczerą przyjaźń.
Sępowi bardzo się spodobała propozycja gołębia.
- Wiesz co, bracie - powiedział po krótkim namyśle - pod tym dużym drzewem naprzeciwko mieszka w rozpadlinie potężny i straszny wąż. Ponieważ jest naszym sąsiadem, możemy jemu też zaproponować przyjaźń. Jeśli się zgodzi, będziemy mogli żyć spokojnie i bez obaw, iż ktoś zrobi nam krzywdę.
Gołąb pochwalił pomysł sępa i razem udały się do węża. Gdy wyłożyły mu całą sprawę, wąż z aprobatą pokiwał głową na znak zgody. Cała trójka przyrzekła sobie niezłomną przyjaźń i w razie potrzeby wzajemną pomoc.
Okazja do sprawdzenia przysięgi nadarzyła się wkrótce. Gołąb i gołąbka znalazły się w nie lada tarapatach. Rzecz miała się tak: z samego rana po lesie chodził myśliwy. Tego dnia nie wiodło mu się jakoś. Zbliżał się już wieczór, a on nic nie upolował. Rozstawione sidła były puste, a gdy tylko naciągał cięciwę, żeby wypuścić strzałę, upatrzone zwierzę uciekało. Myśliwy był zły i bardzo zmęczony, ale nie chciał wracać do domu z pustymi rękami. Nagle wpadło mu do głowy, aby połazić po drzewach i poszukać ptasich gniazd. Na pewno w którymś znajdzie pisklęta. Lepsze to, niż nic. Zaczął się skradać pod drzewami nasłuchując pisklęcego kwilenia.
Traf chciał, że usłyszał pisk właśnie z tego gniazda, w którym mieszkały gołębie. Gołąbka dopiero parę dni temu wysiedziała pisklęta. Nie oddalała się
na razie od nich, bo na naukę latania było jeszcze za wcześnie. Myśliwy przyczaił się pod drzewem. Tss... wyraźnie usłyszał: „gutar-gu, gutar-gu". Ucieszył się bardzo. Nie na darmo cały dzień łaził po lesie. Było już całkiem ciemno. Z napięciem wpatrywał się w górę, lecz nie widział gniazda. Uzbierał więc trochę suchych gałęzi i podpalił. Gołębie zobaczyły ogień i wpadły w popłoch.
- Czeka nas niechybna śmierć! - powiedział gołąb. - Musimy się zwrócić do przyjaciół o pomoc. Bez nich się nie uratujemy.
- Spróbujemy jednak najpierw sami pomyśleć o ratunku. Nie wypada tak od razu niepokoić przyjaciół. Może uda się nam jakoś uniknąć śmierci.Mądra gołąbka pomyślała i znalazła radę. Poleciały do pobliskiego jeziorka, zanurzyły w nim skrzydła i kapiącą wodą ugasiły ogień. Rozgniewany myśliwy rozpalił ognisko po raz drugi, lecz ptaki powtórzyły swój manewr i znów zapanowały ciemności.
- Do diabła! - rozłościł się pechowiec. - Zaraz wam pokażę!
Tym razem rozpalił tak wielkie ognisko, że biednym, zmęczonym ptakom nie udało się go ugasić, choć bardzo się starały.
Zrozpaczona gołąbka, nie widząc innego wyjścia, kazała mężowi lecieć do przyjaciół. Sępy natychmiast zaofiarowały swą pomoc. Ich duże skrzydła nabrały tyle wody, że bez trudu poradziły sobie z buszującym ogniem.
- Tego już za wiele! - klął w duchu myśliwy. - Skofiam hitaj z głodu i zmęczenia, zanim uda mi się złapać to bractwo. Swoją drogą mądre to i sprytne, ale ja ich przechytrzę.
Nie miał już sił do dalszej walki. Postanowił się przespać, a z rana, kiedy się rozwidni, ponowić próby. „W dzień z łatwością się z nimi rozprawię" - pomyślał i ułożył się do snu.
- Do rana mamy czas - ptaki odgadły jego zamiary.
Obie pary były już tak zmęczone, że wspólnie postanowiły zwrócić się o pomoc do węża. Sfrunęły do rozpadliny i opowiedziały mu całe zajście. Szlachetny wąż przyrzekł swoją pomoc. Wypełznął ze swojego domu i przyczaił się pod drzewem, oczekując świtu. Jak tylko niebo zaczęło jaśnieć, myśliwy się obudził i zerwał na równe nogi. Zacierając ręce w przewidywaniu sukcesu, podszedł do drzewa. W tym samym momencie osłupiał z przerażenia. Olbrzymi wąż, którego potężne cielsko owijało gruby pień drzewa, powoli i groźnie rozdymał kaptur. Z potwornym krzykiem myśliwy rzucił się do ucieczki.
Tak oto szczera przyjaźń uratowała życie gołębiej rodzinie. Myśliwy zaś, ilekroć potem wybierał się do lasu, tyle razy obchodził to drzewo z daleka.